W okresie rządów komunistycznych Polska dzieciobójstwem stała. Żeby było przyjemniej, nazywano je „przerywaniem ciąży” albo jeszcze bardziej absurdalnie – „skrobanką”. Rok 1989 i kolejne lata transformacji ustrojowej przyniosły istotne zmiany w zakresie ustawodawstwa aborcyjnego.
Uchwalona jeszcze w latach pięćdziesiątych XX wieku komunistyczna ustawa pozwalała na zabijanie nienarodzonych dzieci praktycznie z każdego powodu. Odpowiednie opisanie danego przypadku, czy też roszczenia zlecającej ten proceder powodowało, iż w świetle prawa lekarze wywoływali poronienia lub zabijali poczęte życie jeszcze w łonie matki.
Jesienią 1990 roku Senat, w którym większość głosów zdobyli przedstawiciele „Solidarności” odwołujący się do społecznego nauczania Kościoła, wystąpił z inicjatywą ustawodawczą przyjęcia nowej ustawy o ochronie życia i zarazem uchylenia komunistycznej ustawy aborcyjnej. Proceder ten miałby być zakazany pod sankcją karną, za wyjątkiem rzadkich sytuacji, w których konieczne byłoby ratowanie zagrożonego życia matki.
Wiosną 1991 roku „kontraktowy” Sejm, w którym większość głosów dzierżyli zwolennicy obowiązującej ustawy oraz politycy deklarujący, iż nie chcą zajmować stanowiska w sprawie ochrony życia, przyjął uchwałę, w której deklarował, iż do przyspieszonych wyborów parlamentarnych nie będzie rozpatrywał projektu ustawy zgłoszonego przez Senat.
W nowej kadencji Sejmu grupa posłów katolickich powróciła do koncepcji uchwalenia nowej ustawy. Zgłoszony w 1992 roku projekt ustawy został poddany pod rozpatrzenie i trafił do sejmowych komisji. Tam, w atmosferze wyjątkowo mocnej presji zwolenników aborcji, zmodyfikowano projekt, wprowadzając do niego szereg wyjątków od ogólnej zasady ochrony życia. Tak skonstruowana ustawa, po przełamaniu w styczniu 1993 roku przez Sejm poprawek Senatu, trafiła do prezydenta. Lech Wałęsa – choć opowiadał się za pełną ochroną życia i spoglądał politycznie w stronę formułującego takie stanowisko Episkopatu – miał do wyboru: podpisanie ustawy lub jej zawetowanie, a tym samym pozostawienie w mocy obowiązującej ustawy proaborcyjnej. Ostatecznie jednak ustawę podpisał i tym samym weszło w życie prawo, które szybko zyskało miano tzw. kompromisu aborcyjnego.
Po kolejnych przyspieszonych wyborach parlamentarnych (z września 1993 roku) większość głosów w obu izbach zdobyły ugrupowania z postkomunistycznym rodowodem. Posłowie SLD już z początkiem 1994 roku podjęli inicjatywę zmiany Kodeksu Karnego w kierunku umożliwienia szerokiego stosowania aborcji, niejako w nawiązaniu do komunistycznej ustawy, obowiązującej do 1993 roku. Stosowną nowelizację parlament uchwalił, ale zawetował ją Lech Wałęsa. Ostatecznie ustawa przepadła, jako że Sejm nie zdołał obalić prezydenckiego sprzeciwu.
Wygrana Aleksandra Kwaśniewskiego w wyborach prezydenckich 1995 roku zdawała się usuwać ostatnią przeszkodę polityczną na drodze zwolenników dzieciobójstwa do zmiany obowiązującej ustawy. Kolejna przyjęta nowelizacja – pomimo rosnącej presji ze strony Kościoła i rodzącego się w wielu miejscach kraju ruchu obrońców życia – przeszła przez Sejm i Senat, a następnie zyskała podpis Kwaśniewskiego. Nowe prawo pozwoliło na znacznie szersze legalne stosowanie procederu zabijania nienarodzonych, co stało się faktem.
Statystyki aborcyjne zaczęły pęcznieć, ale zwolennicy ochrony życia podjęli nową inicjatywę – za sprawą grupy posłów złożyli wniosek do Trybunału Konstytucyjnego o zbadanie zgodności z konstytucją przyjętej przez postkomunistów ustawy. Ten, po rozpoznaniu sprawy, wydał orzeczenie o niezgodności uchwalonych zmian z ustawą zasadniczą i tym samym doprowadził do wygaśnięcia mocy obowiązującej zmienionych przepisów.
W kolejnych latach, pod rządami koalicji AWS-UW zwolennikom ochrony życia nie udało się zmontować parlamentarnej większości zdolnej do uchwalenia nowej ustawy. Większość ta musiałby być w stanie także przełamać opór postkomunistycznego prezydenta, na co nie było szans zarówno w szeregach rozpadającej się Akcji Wyborczej „Solidarność”, jak też i w liberalnej Unii Wolności.
Część informacji uzyskana z pch24.pl